🐼 Bronie Niemieckie Z 2 Wojny Światowej
Unikatowe wyposażenie wojenne. Poza samym umundurowaniem mamy także szeroki wybór wyposażenia żołnierskiego z okresu wojen. Ekwipunek wojskowy na przestrzeni lat się zmieniał. Wyposażenie uczestników I lub II wojny światowej jest najbardziej pożądane przez pasjonatów historii, a w szczególności to z lat 1939–1945.
Strony w kategorii „Radziecka broń strzelecka II wojny światowej”. Poniżej wyświetlono 20 spośród wszystkich 20 stron tej kategorii.
ordery i odznaczenia honorowe za zasługi z I WŚ, w kolejności nadania. Krzyż Honorowy I Wojny Światowej – Ehrenkreuz des Ersten Weltkrieges. Krzyż Zasługi Wojennej 1939 – Kriegsverdienstkreuz 1939. inne odznaczenia za zasługi z II WŚ, w kolejności nadania. pozostałe odznaczenia niemieckie, w kolejności nadania.
Fcq9vMF. Zdobycie przez wywiad Armii Krajowej informacji na temat niemieckiej „broni odwetowej” V-1 i V-2 oraz dostarczenie jej fragmentów wraz ze szczegółowymi raportami na Zachód było jednym z największych sukcesów wywiadu Polski Podziemnej w czasie II wojny światowej. Wywiad i kontrwywiad Polskiego Państwa Podziemnego w starciu z V-1 i V-2 - fascynująca opowieść o sukcesach żołnierzy Armii Krajowej. Zdobycie przez wywiad Armii Krajowej informacji na temat niemieckiej „broni odwetowej” V-1 i V-2 oraz dostarczenie jej fragmentów wraz ze szczegółowymi raportami na Zachód było jednym z największych sukcesów wywiadu Polski Podziemnej w czasie II wojny światowej. Na trop ośrodka zbrojeniowego, w którym Niemcy konstruowali oraz testowali „nową broń”, polski wywiad wpadł już w 1942 r. Udało się wówczas zlokalizować niemieckie centrum doświadczalne, które znajdowało się na wyspie Uznam na Morzu Bałtyckim. Początkowo regularne i szczegółowe doniesienia polskiego wywiadu na temat niemieckich prób z bronią rakietową nie wywołały reakcji wśród alianckich decydentów. Dopiero, gdy Niemcy zbudowali na brzegach Francji i Danii dziwne instalacje, Brytyjczycy poprosili polski rząd na uchodźstwie o pomoc. Zgromadzone informacje polskich wywiadowców pozwoliły aliantom na przeprowadzenie precyzyjnego nalotu na ośrodek badawczy Luftwaffe w Peenemünde. Niemcy natychmiast przenieśli produkcję i testy swojej broni w głąb okupowanej Polski na poligon w Bliźnie na Podkarpaciu. Regularnie przeprowadzane próby broni V-1 i V-2 nie uszły uwadze polskich konspiratorów. Fragmenty wystrzelonych rakiet, znalezione przez członków siatki wywiadowczej AK, były natychmiast przekazywane do Biura Studiów Przemysłowych Oddziału II Komendy Głównej AK. Tam inżynierowie, konstruktorzy i naukowcy odtwarzali budowę rakiety, sporządzali precyzyjne raporty i przekazywali je na Zachód. Prawdziwy przełom nastąpił 20 maja 1944 r. Nad Bugiem, w okolicy miejscowości Sarnaki, okoliczni mieszkańcy znaleźli rakietę V-2, która nie eksplodowała. Natychmiast ją zamaskowali w sitowiu, a znalezisko zabezpieczyli lokalni AK-owcy. Tym razem udało się przechytrzyć Niemców, którzy po każdorazowej eksplozji rakiety, przeczesywali teren i usuwali fragmenty swojej „nowej broni”. Nieuszkodzona i kompletna V-2 była w rękach polskiego wywiadu! Komenda Główna AK natychmiast poinformowała Londyn o unikalnym znalezisku. Reakcja była natychmiastowa – zdecydowano, że elementy rakiety oraz dokumentacja techniczna sporządzona przez polskich naukowców zostanie jak najszybciej przetransportowana na Zachód. Brawurowy przerzut samolotem z okolic Tarnowa do Włoch, a potem do Londynu, zaplanowano na noc z 25 na 26 lipca 1944 r. Mimo trudności spowodowanych warunkami pogodowymi i aresztowaniem przez Gestapo wyznaczonego do tej misji kuriera (Antoniego Kocjana „Korony”), operacja „Most III” zakończyła się pełnym sukcesem. Gdyby nie zaprezentowana w albumie „Wywiad i kontrwywiad Polskiego Państwa Podziemnego w starciu z V-1 i V-2” ciężka i pełna poświęceń praca polskiego wywiadu, niemiecka „broń odwetowa” mogłaby wyrządzić niewyobrażalne szkody w ostrzeliwanych krajach. Działania wywiadu i kontrwywiadu AK opisuje publikacja „Wywiad i kontrwywiad Polskiego Państwa Podziemnego w starciu z V-1 i V-2”, którą jest kolejnym przedsięwzięciem wydawniczym Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Archiwum Akt Nowych. W albumie wykorzystano dokumenty odnalezione dopiero przed kilkunastoma laty, a wykonane przez struktury AK szkice i mapy niemieckich poligonów oraz rysunki rozbitych pocisków są publikowane po raz pierwszy. Bogato ilustrowana publikacja przedstawia nie tylko unikalne dokumenty, ale również sylwetki tych, bez których rozpracowanie V-1 i V-2 byłoby niemożliwe. Cała publikacja dostępna na stronach Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego
Adolf Hitler straszy zza grobu. Pasjonaci historii ze Stowarzyszenia Historycznego Perkun w Trześni oraz Relic Hunter z Przemyśla odkryli, że w Polsce wciąż znajduje się tajna broń Hitlera, czyli tzw. „Wunderwaffe”. Gdyby została użyta zgodnie z planem nazistów, II wojna światowa mogłaby skończyć się zupełnie inaczej. Wunderwaffe Adolfa Hitlera w Polsce. Miłośnicy historii wykopali głowicę i inne fragmenty rakiety V2. Niemcy chcieli za pomocą tej broni wygrać II wojnę światową, a jej testy przeprowadzano na poligonie Blizna. Tak wygląda Wunderwaffe wydarte ziemi po 80 latach – pisze Relic Hunter na Facebooku. Jak podaje portal akcja wydobywcza została przeprowadzona w sobotę w Niwiskach na Podkarpaciu. Ze względu na podmokły teren, konieczne było użycie koparki. Rakieta V2 - historia II wojny światowej mogła wyglądać inaczej Rakieta została wystrzelona podczas II wojny światowej z poligonu doświadczalnego "Blizna". Prawdopodobnie spadła w Niwiskach i przełamała się na pół. Jedna część znajduje się na bardzo bagnistym, torfowym terenie – powiedział szef grupy Relic Hunter i prezes grupy badawczej Kaponiera Eksploracja, Pasja i Historia Jacek Dzik w rozmowie z Polsat News. Rakieta V2 to niemiecki rakietowy pocisk balistyczny, który jako pierwszy osiągnął wysokość 100 kilometrów (linia Kármána), wchodząc tym samym w przestrzeń znaleziona w weekend przez Polaków była testowa, a nie bojowa. Prawdopodobnie hitlerowcy próbowali wydobyć rakietę, by polskie podziemie nie zdobyło informacji o nowej zabójczej technologii, ale głowica wbiła się zbyt głęboko w ziemię i nie mogli jej przypomina podczas drugiej wojny światowej odpalono ponad 5,5 tys. rakiet V2. Zabiły ok. 7 tys. żołnierzy i cywilów. Duży wkład w zneutralizowaniu niszczycielskiego działania tej broni miał wywiad Armii Krajowej. W lutym 1943 r. Polacy namierzyli tajne zakłady zbrojeniowe w Peenemünde, gdzie produkowano V2. Przekazane informacje pozwoliły aliantom namierzyć i zniszczyć ośrodek. Odtąd produkcja rakiet odbywała się w zakładach rozsianych po całych Niemczech – podaje Rakieta V2 w Polsce - tajna broń Hitlera - WIDEO:
Niemieckie okręty podwodne w II wojnie światowej Niemieckie okręty podwodne zadebiutowały już w momencie gdy wybuchła I wojna światowa. Powodowały one wówczas, znaczne straty wśród alianckich okrętów dostarczających zapasy żywności i broni. Gdy I wojna światowa zakończyła się Traktat Wersalski w roku 1919 zabronił Niemcom posiadania okrętów podwodnych. Niemcy jednak ominęli ten zakaz. Wykorzystywali przy tym firmy i porty holenderskie, szwedzkie i radzieckie. Gdy do władzy w Niemczech doszli naziści ruszyła masowa produkcja okrętów wojennych, zwłaszcza po odrzuceniu zakazów traktatu wersalskiego. Do roku 1945 niemieckie zakłady zdołały wyprodukować 1156 U- botów różnych typów. Taktyka wojny podwodnej została nazwana taktyką wilczych stad. Kika okrętów tworzyło ,,stado” polujące na alianckie okręty zaopatrzeniowe. Taktyka przyniosła owoce w postaci zatopionych statków o łącznej ładowności 14 milionów ton. Ludzie służących na okrętach podwodnych byli otaczani prawdziwą ,,czcią” zarówno jeśli chodzi o aliantów jak i państwa osi. W Niemczech największą sławę zdobyli tacy dowódcy jak chociażby Gűnter Prien, Otto Kretschmer, Johann Mohr . Największe nasilenie działania niemieckich okrętów podwodnych przypada na rok 1943. Alianci zachodni jednak potrafili wynaleźć urządzenia zwalczające okręty podwodne. Karl Dönitz Wielki Admirał i dowódca Kriegsmarine zaczął obawiać się o los załóg U- botów. Jego obawy okazały się trafne gdyż spotkała go osobista tragedia. Na jednym z okrętów podwodnych zginął bowiem jego syn. Po 1943 roku straty wśród załóg okrętów podwodnych zaczęły wzrastać w szybkim tempie. Pod koniec II wojny światowej niemieccy marynarze ginęli na okrętach podwodnych już 4 miesiące od rozpoczęcia służby. Ochotników jednak nie brakowało. Jeśli chodzi o zaopatrzenie, niemiecki okręt podwodny zabierał na pokład oprócz uzbrojenia ponad 12 ton jedzenia. Specjaliści od budowy okrętów nie stawiali na wygodę załogi a raczej na osiągi jednostki. Jeśli chodzi o warunki sanitarne sytuacja nie przedstawiała się dobrze pod tym względem. Załogi liczące od 40 do 60 marynarzy miały do dyspozycji jedynie 2 toalety, z których można było korzystać dopiero po zanurzeniu na głębokość 25 metrów. Spłuczka składała się z kilku dźwigni. Jeśli któryś z marynarzy pomylił się w kolejności naciskania, na pokład okrętu wdzierały się nie tylko nieczystości i fekalia lecz również ocean. Nie było spiżarni i często zapasy trzeba było składować blisko toalet. Jednej tylko rzeczy nie brakowało nigdy. Portretu Hitlera. Załogi niemieckie unikały jednak problemów ze szkorbutem pomimo wszelkich niewygód. Na pokładach były co prawda prysznice jednak podstawowym problemem była słona woda. Jeśli chodzi o mycie zębów, to kubek słodkiej wody przysługiwał raz na 2 lub 3 dni, jeśli idzie o golenie sytuacja wyglądała podobnie. Stąd widok zarośniętych marynarzy w portach niemieckich, jaki utrwalały kamery filmowe. Zapach potu zabijano zabierając ze sobą na pokład perfumy. Najgorsza jednak była temperatura, gdy okręt wchodził na obszar gdzie sięgała 40 stopni Celsjusza, a w maszynowni dochodziła do 60. Zmiana bielizny była tylko jedna na rejs trwający czasem od 6 do 8 tygodni. Jednym z niewielu pragnień załóg oprócz chęci przeżycia było marzenie o kąpieli, które starali się zrealizować po zejściu na ląd. Kres działalności niemieckich okrętów podwodnych położył dopiero rok 1945. Przejdę teraz do krótkich charakterystyk najważniejszych dowódców niemieckich okrętów podwodnych: Otto Kretschmer-1912-1998- rekordzista jeśli chodzi o zatopione statki. Zatopił ich łącznie 47 o łącznym tonażu ponad 274 tysięcy ton! Zarówno Niemcy jak i Brytyjczycy nazywali go wówczas ,, Królem Tonażu”. Posypały się najwyższe niemieckie odznaczenia wojskowe. W III Rzeszy stał się bohaterem narodowym. Szczęście opuściło go w roku 1941 gdy dostał się do niewoli alianckiej, z której wyszedł po zakończeniu wojny. Jego sława jednak nie minęła. W Republice Federalnej Niemiec służył w morskich siłach armii niemieckiej jak również dowodził morskimi siłami NATO. Inni dowódcy mieli nieco mniej szczęścia. Joahim Schepke- przyjaciel Kretschmera urodzony w tym samym roku co Kretschmer. Zanim utonął w marcu 1941 roku, zdążył zatopić ponad 30 statków z zaopatrzeniem dla aliantów. Tak samo jak jego przyjaciel udekorowany został najwyższymi niemieckimi odznaczeniami, wydał książkę o swoich przygodach morskich. Książka ta miała okazać się wielkim hitem wydawniczym, zajęła drugie miejsce wśród książek na rynku księgarskim w Rzeszy, tuż za Mein Kampf Hitlera. Słynął z szarmanckich manier , które okazywał nawet swoim wrogom. Hitler na wieść o jego śmierci ogłosił dzień jego śmierci dniem żałoby narodowej w III Rzeszy. Gűnter Prien- gdy wybuchła II wojna światowa okręt pod jego dowództwem wszedł niezauważony do brytyjskiej bazy marynarki wojennej w Skapa Flow, zatapiając kilka okrętów brytyjskich, w tym dumy brytyjskiej marynarki wojennej pancernika Royal Oak. Za tą akcję został odznaczony najwyższym niemieckim odznaczeniem Krzyżem Żelaznym z liśćmi dębu brylantami i szablami, który wręczył mu osobiście Adolf Hitler. Szczęście opuściło go w marcu 1941. Werner Henke- człowiek związany z Pomorzem, urodzony w roku 1909 w Toruniu. W marynarce wojennej Rzeszy od połowy lat 30- tych. Od pierwszych chwil wojny z Polską walczył na pancerniku Szlezwik-Holstein. Własny okręt przypadł mu w udziale w roku 1940. Szczęście opuściło go w roku 1942 gdy dostał się do niewoli amerykańskiej. Zamiast jednak czekać na koniec wojny postanowił uciec z obozu i przedostać się do Niemiec. Został zastrzelony podczas próby ucieczki. Niemiecka wojna morska pochłonęła ponad 700 U- Botów. Przejdę teraz do krótkiego opisu okrętów służących w latach 1939-1945. U- Bot typu I – produkowano go w latach 1935-1940. Podstawowa maszyna niemieckich sił podwodnych w okresie poprzedzającym wybuch wojny jak i w pierwszych latach jej trwania. Załogę stanowiło 40 marynarzy plus oficerowie razem z dowódcą. Zasięg w milach morskich wynosił 7900 mil morskich. Niemcy potrzebowali jednak unowocześnienia swojej floty podwodnej. Tak powstał U- bot typu II. U- bot typu II- wyprodukowany w ilości około 50 egzemplarzy był unowocześnioną wersją typu I. Jego wadą był zasięg do 2,5 tyś mil morskich. Gdy produkcja okrętów tego typu ruszyła pełną parą, zaczęto wprowadzać modyfikację. Typ IIC zawierał dodatkowe zbiorniki paliwa, przez co zwiększył się zasięg okrętu. Zamiast części torped okręty tego typu mogły przewozić miny. Uzbrojenie to jedna armata przeciwlotnicza kalibru 20 mm,3 dziobowe wyrzutnie torped 533 mm. Załoga 24 ludzi. Silniki łącznie 700 KM(silniki diesla) plus 410 KM(silniki elektryczne). U- bot typu VII- najbardziej udana konstrukcja jeśli chodzi o okręty podwodne III Rzeszy. Produkowany od 1936 do 1943 roku. Liczba tych okrętów przekroczyła 700 sztuk. Zasięg wzrósł do 9 tysięcy mil morskich. Maszyny tego typu były podstawą wilczych stad i to na nich walczyli Henke, Prien , Schepke, Kretschmer. Okręt był bardzo wydajny. Osiągał głębokość 100 metrów w 30 sekund od momentu zanurzenia się. W razie zagrożenia schodził aż na głębokość 300 metrów. Jego uzbrojenie stanowiły: piła do cięcia sieci, armata kalibru 88 mm, działko przeciwlotnicze oraz wyrzutnie torped. U- bot typu IX- okręty tego typu produkowano od roku 1938 do roku 1945. Stocznie niemieckie wyprodukowały ponad 190 tych okrętów, osiągających zasięg do 12 tysięcy mil morskich U- bot typu X- produkowany w latach 1941-1944- 8 okrętów do 18 , 5 tysiąca mil morskich U- bot typu XIV- produkowany w latach 1941-1943- wyprodukowano ledwie 10 okrętów tego typu, które w założeniach miały zasięg do 12 tysięcy mil morskich U- bot typu XVII-1943-1945- wyprodukowano ledwie 7 okrętów tego typu. Marynarze nazywali je ,,pływającymi trumnami” U-bot typu XXI- produkowany w latach 1944-1945. Okręty tego typu były projektowane już od II połowy lat 30- tych. Okręty te można nazwać pierwszymi okrętami nowoczesnego typu na których wzorowały się okręty alianckie jeszcze długo po zakończeniu II wojny światowej. Wyprodukowano ponad 100 tych okrętów, o zasięgu 15,5 tysiąca mil morskich. Dwa silniki elektryczne o mocy ponad 5 tysięcy koni mechanicznych, plus dwa silniki o mocy 222 koni mechanicznych, które zostały przeznaczone do zadań o specjalnym charakterze. Nowością była gumowa podstawa pod silniki co redukowało hałas jaki okręt podwodny wytwarzał. Uzbrojenie tego okrętu przedstawiało się następująco: dwa działka przeciwlotnicze kalibru 20 mm. 6 wyrzutni torped. Konstruktorzy wprowadzili półautomatyczny system przeładunkowy torped. Ten system pozwalał na szybsze przeładowanie torped i wystrzelenie kolejnej serii w ciągu 10 minut. Oprócz wyrzutni przednich wprowadzone wyrzutnie z tyłu okrętu. Załoga stanowiło 57 marynarzy razem z dowódcą. Okręty tego typu wprowadzono do służby za późno aby mogły odegrać decydujące role podczas wojny. Tym nie mniej wojska aliancie eksperymentowały ze zdobycznymi okrętami typu XX, aż do końca lat 60- tych wprowadzając wiele rozwiązań do swoich flot podwodnych. U –bot typu XXIII- konstrukcję tą wprowadzono do użycia podobnie jak typ XXI pod koniec wojny. Z powodu kłopotów z dostawami materiałów wyprodukowano tylko 61 okrętów tego typu. Miała to być tania konstrukcja słabo uzbrojona w 2 wyrzutnie torped. Brakowało również działek przeciwlotniczych oraz działa kalibru 88 mm. Okręt miał szybko wracać do bazy po zakończeniu misji. Zasięg okrętu miał wynosić do 4,5 tysiąca mil morskich. Załoga miała się składać z 14 lub 18 marynarzy plus oficerowie. Dawały o sobie znać rosnące braki paliwa w III Rzeszy, limit jaki wyznaczono tym okrętom wynosił 18 ton paliwa. Encyklopedia II wojny światowej Newsweek Historia Artykuł pod tytułem Zapach U-bota Bitwa o Atlantyk. Walka z niemieckimi okrętami podwodnymi. Autor: Arkadiusz Sieruga dodaj komentarz »
Niemcy były najlepiej przygotowaną armią światową do wojny, którą sami rozpoczęli w 1939 roku. Broń pancerna na ich wyposażeniu była imponująca, a samych czołgów było kilkanaście. Największy pojazd (jednak nigdy nie wyszedł poza fazę prototypu) to Maus, który ważył aż 190 ton, a jego pancerz w najgrubszych miejscach miał nawet 250 mm. Na pokładzie znajdowało się pięciu lub sześciu żołnierzy. Czołg jechał max. 20 km/h, a jego zasięg to jakieś 190 km. Na wyposażeniu miał armatę kal. 128 mm lub 150 mm, karabiny kal. 7, 92 mm i kolejną armatę kal. 75 mm. Impulsem do jego zaprojektowania była inna olbrzymia konstrukcja – czołg E-100, którego budowę również zarzucono. Drugi co do wielkości nazistowski czołg to Panzerkampfwagen VI Tiger, czyli popularny Tygrys. Pojazd ważył 80 ton i zabierał pięciu ludzi. Rozpędzał się do 40 km/h i dojechać mógł 170 km. Pancerz miał 25- 190 mm. Uzbrojenie to armata kal. 88 mm i dwa lub trzy karabiny kal. 7, 92 mm. Trzeci ciężki czołg to lżejszy model Tygrysa. Czołg ten ważył do 60 ton i jechał max. 45 km/h. Jego zasięg to prawie 200 km, pancerz w najgrubszym miejscu miał 110 mm. Uzbrojono go tak samo jak cięższą jego wersje. Czołgi średnie to PzKpfw III, który miał pięcioosobową załogę. Ważył 15- 27 ton. Potrafił jechać 67 km/h przy zasięgu 175 km. Pancerz miał ściany grubości 5- 90 mm. Uzbrojenie to dwa karabiny kal. 7, 92 mm i armata kal. 37, 50 lub 75 mm. PzKpfw IV ważył 17- 28 ton, jechał max. 50 km/h, a jego zasięg przekraczał 300 km. Pancerz miał 8- 90 mm, a w skład uzbrojenia wchodziła armata kal. 75 mm i w dwa karabiny kal. 7, 92 mm. PzKpfw V Pantera miał pięcioosobową obsadę. Ważył 43- 50 ton. Jechał max. 55 km/h, a jego zasięg to 260 km. Pancerz miał 15- 120 mm. Uzbrojenie to armata kal. 75 mm i dwa, trzy karabiny kal. 7, 92 mm. Czołgi lekkie to np. PzKpfw I, który ważył 3- 21 ton. Zabierał tylko dwóch żołnierzy i potrafił jechać 80 km/h. Zasięg to 300 km. Pancerz miał 7- 80 mm. Uzbrojono go w armatę i karabin kal. 7, 92 mm. PzKpfw II mieścił czterech żołnierzy. Ważył 7- 18 ton, potrafił jechać 65 km/ h przy zasięgu ok. 290 km. Pancerz miał 5- 80 mm. Uzbrojono go w armatę 20 mm. i karabin 7, 92 mm. PzKpfw 38 ważył ok. 10 ton i zabierał czterech żołnierzy. Jechał max. 42 km, a jego zasięg miał 250 km. Pancerz miał 8- 50 mm. Uzbrojenie to armata 37 mm i karabin 7, 92 mm. Dział samobieżnych było aż dziewięć. Największe to Jagdtiger z sześcioosobową załogą. Ważył 80 ton. Jechał 38 km/h, a zasięg to 170 km. Pancerz miał 25- 250 mm. Uzbrojenie to armata mm i karabinem 7, 92 mm. Elefant zabierał sześciu żołnierzy i ważył 70 ton. Pancerz miał 20- 200 mm, jechał max. 30 km/h, a zasięg to 150 km. Zaopatrzono go armatę kal. 88 mm i dwa karabiny 92 mm.
W Polsce cenimy niemieckie marki motoryzacyjne i chętnie sięgamy po tak znane samochody, jak choćby Volkswagen Golf i Passat, Audi A4, czy też różne modele BMW oraz Mercedesa. Dziś to prężnie działające koncerny, które od wielu dziesięcioleci rozwijają się w niebywałym tempie i – mimo wpadek – stale zwiększają swoją sprzedaż. Firmy te, o czym nie każdy wie, mają jednak w swojej historii epizody, które przez długie dziesięciolecia były ukrywane. Nic w tym zresztą dziwnego, bo trudno szczycić się współpracą z nazistami, zarabianiem na przymusowych robotnikach i produkcją wojenną. Choć wielu historyków zdawało sobie sprawę z tego, jak wyglądała kooperacja czołowych niemieckich koncernów z Hitlerem i jego poplecznikami, to jednak dopiero pod koniec XX wieku i w pierwszych latach obecnego stulecia otwarto firmowe i państwowe archiwa. Dopiero wtedy doszło do rozliczeń. Liczyli, że wojna się szybko skończy Jedną z firm, która z aktywnie zaangażowała się w produkcję pojazdów wojskowych, był Daimler-Benz, który produkował auta marki Mercedes. Choć firma działała już od dziesięcioleci i była doskonale znana z produkcji drogich i luksusowych samochodów, to w 1937 roku produkowała też pojazdy ciężarowe, które dostarczała niemieckiej armii. Czołowym produktem marki, o którym Daimler informuje w swojej oficjalnej historii, była ciężarówka LG 3000, która była częstym widokiem na drogach krajów podbitych przez Niemców. Z czasem, w swoich fabrykach w Marienfelde i Genshagen, koncern zaczął też produkcję lotniczych silników DB 600 i DB 601. Zapotrzebowanie na nie było tak duże, że drugi z wspomnianych zakładów wybudowano specjalne w tym celu w podberlińskim lesie – tak, by nie był łatwy do zlokalizowania. Foto: Daimler Ciężarówka produkowana przez koncern Daimler Właśnie produkcji zbrojeniowej, na potrzeby niemieckiej armii, Daimler-Benz zawdzięczał bardzo szybki wzrost przychodów. Ówczesny zarząd koncernu, już po inwazji na Polskę, sądził, że wojna potrwa bardzo krótko i pozwoli utrzymać produkcję cywilną. Opinii tej nie zmienił też blitzkrieg we Francji. Do końca 1941 trwała więc równolegle produkcja dla wojska oraz cywilna. Od czasu pierwszych niepowodzeń na froncie wschodnim stało się jednak jasne, że walki potrwają długo. Produkcja cywilnych samochodów zakończyła się ostatecznie w 1942 roku, a Daimler skupił się na produkcji i montażu uzbrojenia dla piechoty, floty i sił powietrznych. Foto: NAC Półgąsienicowy pojazd ciężarowy Daimler-Benz LR-75 "Zwitter" Po inwazji na Związek Radziecki, produkowano coraz więcej części zamiennych dla wojskowych pojazdów oraz silników lotniczych. Rosło zatem zapotrzebowanie na robotników, których stale brakowało. Młodzi i silni mężczyźni byli przecież wysyłani na front. Początkowo deficyt siły roboczej uzupełniano, zatrudniając kobiety, lecz szybko okazało się, że to nie wystarczy. Foto: NAC Nazistowski gubernator w limuzynie Mercedesa - uroczystości na Błoniach Krakowskich W fabrykach Daimlera pojawili się więc robotnicy przymusowi: jeńcy wojenni, cywile zmuszani do pracy oraz więźniowie z obozów koncentracyjnych. Co ciekawe, jak wynika z oficjalnej historii tej niemieckiej firmy, pracownicy pochodzący z zachodu Europy początkowo mieszkali w pensjonatach, w prywatnych kwaterach lub w budynkach szkół. Z kolei osoby pochodzące ze wschodu – kwaterowane były w bardzo złych warunkach, w barakach (w obozach pracy). Z kolei więźniowie obozów koncentracyjnych, głównie Żydzi i ludność pochodząca ze wschodu Europy, byli pod nadzorem SS i nierzadko żyli w nieludzkich warunkach. Daimler „wypożyczał” tę tanią siłę roboczą od SS, płacąc za tę „usługę”. Historycy szacują, że w sumie niemiecki koncern wykorzystywał około 40 tys. robotników przymusowych, co oficjalnie przyznano w połowie lat 80, czyli wiele dziesięcioleci po wojnie. Foto: Audi Diler Auto Union Auto Union, czyli protoplasta Audi Z pracy robotników przymusowych chętnie korzystał też koncern Auto Union, który po wojnie przekształcił się w Audi – dzisiejszego producenta samochodów klasy premium należącego do Grupy Volkswagena. W trakcie wojny firma ta produkowała czołgi i silniki lotnicze. Jak wynika ze statystyk, w sumie pracowało w niej około 20 tys. robotników, w tym więźniów obozów koncentracyjnych ubranych w „pasiaki” i pilnowanych przez strażników z SS. Audi dopiero w 2014 roku oficjalnie przyznało się do współpracy z nazistami. Do archiwów tej firmy dopuszczono dwie osoby: historyka z uniwersytetu w Chemnitz Rudolfa Bocha oraz Martina Kukowskiego z departamentu historii Audi. Wspólnie napisali oni liczącą 500 stron książkę o wojennej historii Auto Union. Wynika z niej, że sukces Auto Union, firmy powstałej w 1932 z połączenia mniejszych manufaktur, został zbudowany na ludzkim cierpieniu i nieszczęściu. Foto: NAC Front wschodni - pojazd Auto Union Odpowiedzialnym za wykorzystywanie przymusowych robotników był ówczesny szef Auto Union, Richard Bruhn. W kierowanej przez niego firmie – w ramach umowy z SS – zatrudniano około 4 tys. więźniów obozów koncentracyjnych. Na tym jednak nie koniec. Kolejne 16 tys. to przymusowi robotnicy, którzy nie mieszkali wprawdzie w obozach koncentracyjnych, lecz w przyzakładowych, strzeżonych, nierzadko nieogrzewanych barakach. Jak podkreślają historycy, warunki życia w tych miejscach były niewyobrażalnie trudne. Co więcej, osoby po wypadkach, które zdarzały się dość często, wysyłano do obozu Flossenburg, w którym odbywały się egzekucje. Z kolei pod koniec wojny niemal 700 pracowników z zakładu w Zwickau wysłano w marszu śmierci do miejscowości Karlove Vary w dzisiejszych Czechach. Około połowa z nich zmarła w jego trakcie. Fakty są jednak takie, że – co podkreślają autorzy książki o Auto Union – praca przymusowa w czasach II Wojny Światowej była niezbędnym składnikiem niemieckiej maszyny wojennej. Warto przypomnieć, że nawet w ramach obozu w Auschwitz działała fabryka koncernu IG Farben, produkująca kauczuk. Volkswagen – dziecko Hitlera i Porsche Foto: Volkswagen Volkswagen 3 z 1935 roku - jeden z pierwszych prototypów O kolaboracji z nazistami trudno zaś mówić w przypadku Volkswagena. Dlaczego? Bo firma ta po prostu powstała na zamówienie niemieckich faszystów i z ich inicjatywy. Pomysł stworzenia samochodu dla ludu („volks” – lud, „wagen” – samochód) należał do Adolfa Hitlera. To on, już w 1934 roku, zdecydował, że musi powstać auto, które będzie mógł kupić każdy. Miał to być pojazd dla dwójki dorosłych i trójki dzieci, którym da się rozwinąć prędkość 100 km/h. W tym czasie zaledwie 2 proc. Niemców miało własne auta, a przecież Amerykanie od lat mieli już swojego Forda Model T. Hitler chciał, by w podobny sposób zmotoryzować Niemcy. Nowy model miał być przyznawany tym, którzy będą wpłacać 5 marek tygodniowo, przy średnich zarobkach rzędu 32 marek. Taki był cel. Do jego realizacji Hitler wybrał słynnego już wówczas projektanta Ferdinanda Porsche i jego firmę, która wówczas nosiła nazwę „Dr. Ing. h. c. F. Porsche GmbH”. Porsche szybko zaprojektował tanie auto, które kształtem przypominało powojennego Garbusa. Przed wybuchem wojny udało się nawet wybudować fabrykę w Fallersleben, w czym wydatnie pomógł Albert Speer, ceniony przez Hitlera ekspert od wielkich inwestycji i programów gospodarczych. Wtedy też powstało miasto Wolfsburg – jako miejsce, w którym mieli zamieszkać robotnicy nowej fabryki. Foto: Volkswagen VW 30 z 1937 roku Jednak – do września 1939 roku – wyprodukowano zaledwie kilkaset sztuk „auta dla ludu”. Ferdinand Porsche, zamiast auta dla mas, rozpoczął produkcję wojskową. Najbardziej znanym produktem zakładów Volkswagena był Kubelwagen, czyli niewielki i lekki pojazd terenowy z napędem na jedną oś. Wersje rozwojowe tego auta to Kommandeurswagen (przeznaczony dla dowódców) oraz Schwimmwagen (czyli amfibia). Samochody te doskonale sprawdziły się w trakcie działań wojennych i masowo były wykorzystywane przez Wehrmacht i Waffen-SS. Foto: Volkswagen Volkswagen Typ 166, z napędem 4x4, amfibia. W latach 1942-1944 zbudowano 14 263 egzemplarze Volkswagen, by zaspokoić popyt nazistowskich Niemiec na sprzęt wojskowy, korzystał oczywiście z niewolniczej pracy. Szacuje się, że firma ta zatrudniała około 12-15 tys. pracowników z różnego rodzaju obozów. Od kwietnia 1942 roku w okolicach Wolfsburga działał zresztą obóz pracy Arbeitsdorf, w którym zebrano więźniów z obozów Buchenwald, Sachsenhausen oraz Neuengamme. Zakład Volkswagena mógł zatem do woli korzystać z taniej siły roboczej. Była potrzebna, bo oprócz produkcji samochodów, z czasem firma zajęła się też naprawą bombowców Junkers Ju88, produkcją min oraz elementów rakiet V1. Foto: Volkswagen Volkswagen Type 82 z 1944 roku, na gaz drzewny Po wojnie fabrykami Volkswagena zarządzał brytyjski oficer i inżynier mjr. Ivan Hirst który wznowił produkcję taniego samochodu dla mas. Co ciekawe, mimo kierowania propozycji do licznych producentów aut z Ameryki, Francji i Wielkiej Brytanii, nikt nie chciał przejąć zakładów, nawet za darmo. Pewnie był to spory błąd, bo Volkswagen z firmy, która w 1946 roku była w stanie wyprodukować tysiąc samochodów, wyrósł na globalny koncern, z którym mogą rywalizować tylko nieliczni. Warto dodać, że oficjalnie Volkswagen przyznał się do zatrudniania przymusowych robotników dopiero pod koniec lat 90. Rodzina Quandtów i przyjaźń z nazistami Dziś najważniejszymi udziałowcami BMW jest rodzina Quandt, która przez długie dziesięciolecia po wojnie starała się przemilczeć przeszłość swoją i marki BMW. Dopiero w 2011 roku rodzina Quandtów przyznała, że Guenther Quandt – wówczas jeszcze nie mający związków z BMW – ściśle współpracował z nazistami (był członkiem partii nazistowskiej). Dzięki znajomości z Adolfem Hitlerem, Quandt zdobywał państwowe kontrakty, ale też mógł uczestniczyć w przejmowaniu firm, które odbierano Żydom. W czasie wojny, firmy należące do Quandtów dostarczały amunicję, karabiny, czy też baterie do U-Bootów. Zakłady te masowo wykorzystywały niewolniczą pracę, nie licząc się z warunkami życia robotników, z których wielu zmarło w głodu i wycieńczenia. Dopiero w 2016 roku rodzina oficjalnie przyznała, że takie fakty miały miejsce. Foto: NAC Motocykliści niemieccy na maszynach BMW A co z BMW? Firma, jak wiele innych niemieckich koncernów, także prowadziła w czasie wojny produkcję zbrojeniową, koncentrując się na silnikach lotniczych, choć jej ważnym produktem były też motocykle szeroko wykorzystywane przez niemiecką armię. Szacuje się, że do 1945 roku BMW wyprodukowało ponad 30 tys. silników dla samolotów śmigłowych. Co więcej, linie montażowe tej firmy opuściło też około 500 silników odrzutowych – do nowoczesnych samolotów, które Niemcy wykorzystywali pod koniec wojny. Oczywiście przy produkcji pracowali też więźniowie, z obozu koncentracyjnego w Dachau. Pod koniec wojny w BMW pracowało przeszło 20 tys. robotników przymusowych. Dziś żadna z niemieckich firm nie ukrywa swojej przeszłości. W archiwach, nawet na oficjalnych stronach internetowych, można znaleźć informacje o ich historii w trakcie II wojny światowej, choć – trzeba to przyznać – informacje te czasem trudno jest znaleźć. Cóż, nie ma się czym chwalić. Każda z firm, na przełomie XX i XXI wieku, uczestniczyła w wypłacie odszkodowań dla robotników przymusowych, wpłacając pokaźne sumy na konta Fundacji „Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość”. Materiał powstał dzięki współpracy Onet z partnerem - Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na
bronie niemieckie z 2 wojny światowej